Jak już widać po tytule wpisu, również w moje ręce wpadł podkład z Catrice HD LIQUID COVERAGE.
Rozstał on już na tyle rozsławiony, że chyba nie muszę go jakoś
szczególnie przedstawiać. W momencie, kiedy pojawił się on na rynku,
zyskał bardzo dużą popularność, a znalezienie go w drogerii graniczyło z
cudem. Pomimo, że nie polowałam na niego jakoś specjalnie, zawsze będąc
na zakupach spoglądałam czy jest dostępny. Bardzo często go jednak nie
było, a jak już był, to dostępny tylko w najciemniejszym odcieniu. Tak
jak mówię, nie zależało mi na nim jakoś specjalnie, więc po prostu z
ciekawości zerkałam, czy nadal jest tak rozchwytywany.
Jakoś
chyba tydzień temu? Będą w Drogeriach polskich zauważyłam, że jest, i
to nawet jest najjaśniejszy odcień (co prawda został jeden), no ale był.
Krążyłam obok niego i krążyłam, aż w końcu mówię: ,,a wezmę, zobaczę".
Trafiłam zupełnie przez przypadek jeszcze na promocję i zapłaciłam za
niego jakoś 22,99 zł? Więc całkiem nieźle.
Okej, szybkie info dotyczące tego co oferuje producent, jaka cena itd.
Maksymalna cena detaliczna to 28,99 zł, więc porównywalna z Rimmelem, Astorem, Revlonem itd.
Producent
mówi nam, że podkład ma lekką formułę, gwarantuje wysokie krycie, przy
zachowaniu naturalnego wyglądu, czyli nie powinno być efektu maski.
Podkład ma dawać efekt drugiej skóry, a także nadawać się do sesji
zdjęciowych, dzięki efektowi ,,High Definition".
Czytając
takie coś, myślę, że połowa, jak nie większość, pomyśli: podkład
marzenie, już tylko on, w końcu podkład idealny, o tak, biorę od razu,
na pewno będzie ekstra.
Patrząc
na recenzje, np. youtuberek, również można mylnie wystawić mu ocenę
10/10, ponieważ filmy, które oglądałam na jego temat raczej wskazywały
na ochy i achy.
Jednak,
im więcej ludzi zaczęło go używać, zdania zaczęły być podzielony, aż w
końcu kojarzył mi się on z dwoma stwierdzeniami: ,,idealny", albo
,,zapycha".
Wszystko
co się dało już zostało przeczytanie, zobaczone, więc pozostało mi
samodzielnie go przetestować i wystawić mu ocenę. Zacznijmy więc:
Tak
jak już wspomniała, fajnie, że udało mi się go kupić w promocyjnej
cenie. Podkład aplikujemy przy pomocy pipety. Mi akurat taka forma nie
przeszkadza, a nawet jest na plus, ale czytałam, że dla niektórych jest
to zmora. Ja akurat zwracam uwagę również na to, jak kosmetyk wygląda i
przyznam, że akurat buteleczką jestem zachwycona. Nie dość, że jest
naprawdę porządna, to jeszcze naprawdę ładnie się prezentuje. Wybrałam
odcień 010 LIGHT BEIGE. Kolor naprawdę bardzo ładny,
powiedziałabym, że idealny dla mnie, pięknie się stapia ze skórą, nie
odcina, się, kolor trafiony w dziesiątkę. Krycie porządne, bardzo dobre,
zakrywa właściwie wszystko, więc tutaj duży plus, bo ja akurat lubię
bardzo mieć dobrze wyrównany koloryt, zakryte to i tamto co mi nie
odpowiada, także to na wielki plus. Często spotykałam się z opinią, że
ciężko się nakłada, że byt szybko zastyga. Ja tego nie odczułam, wcale
nie musiałam pracować z nim jakoś ekstra szybko, w moim normalnym,
codziennym tempie go nakładałam i zachowywał się bardzo ładnie. Mam
takie odczucia możne dlatego, ze miałam okazję pracować z All Nighter'em
z Urban Decay, który zastygał naprawdę szybkooo i trzeba było swoje
ruchy przyspieszyć. Ten natomiast moim zdaniem, nakłada się bardzo
komfortowo. Aaa! Ja nakładałam go tylko przy pomocy gąbki, ani razu
pędzlem, ani razu palcami.
Okej i to chyba na tyle zachwytów, ponieważ reszta jeżeli chodzi o niego to niestety, ale tragedia...
Ja dałam mu trzy szanse, zdał jedną, ale też nie w 100%
1. Krem, podkład, puder
Specjalnie
nie aplikowałam nic nowego, tylko to co mi się sprawdza, żeby dać mu
szanse i przy okazji, mieć świadomość czy to on nie zdaje testu. Czyli
standardowo krem z Ziaji, który noszę zawsze pod makijaż od długiego
czasu i zawsze się sprawdzał i puder z WET N WILD, który też od
dłuższego czasu testuje i byłam z niego zawsze zadowolona.
Co się działo?
Na
początki wszystko pięknie, ładnie, podkład wyglądał idealnie po
nałożeniu i przypudrowaniu możne godzinę, max półtora. Świeciłam się
okropnie, pory były maksymalnie podkreślone. Zważył się niesamowicie.
Jak zobaczyłam to po powrocie do domu, byłam załamana, bo chyba jeszcze
nigdy moja twarz nie wyglądała tak źle przy jakimkolwiek podkładzie.
Wyglądało to na tyle źle, że bałam się go następnego dnia nałożyć do
pracy, wiedząc, że będzie musiał wytrzymać jeszcze dłużej i że
chciałabym się jakoś prezentować wśród ludzi. Postanowiłam, że dam mu
drugą szansę, ale naprawdę pełna obaw.
2. Krem, podkład
Oglądając,
któraś z kolei recenzję, zauważyłam, że nie każdy go przypudrowuje.
Pomyślałam, że może wcale to nie jest głupie, bo przecież, jak zastygnął
to trzymał mat i wyglądał nie najgorzej, a może przez puder, czyli
dodatkowe obciążenie, sama mu zaszkodziłam. Przeszłam więc do opcji
numer dwa, czyli nałożyłam tylko krem i podkład.
Uzyskałam to samo co wcześniej, było super przez półtora godziny. Producent zapewnia nas o 24h.... ja wiem, że chyba nic tyle nie wytrzyma, ale wydaje mi się, że wymaganie chociażby tych 8 godzin nie jest przesadą.
Uzyskałam to samo co wcześniej, było super przez półtora godziny. Producent zapewnia nas o 24h.... ja wiem, że chyba nic tyle nie wytrzyma, ale wydaje mi się, że wymaganie chociażby tych 8 godzin nie jest przesadą.
3. Podkład, puder
Ja
wiem, że mam cerę, która lubi się przetłuszczać w strefie T, ale robię
wszystko, żeby pielęgnacja była jak najbardziej dopasowana do potrzeb
mojej skóry, ale wpadłam na ostatni pomysł. Nie nałożę, kremu. Może to
coś da, może akurat ten krem nie współgra z tym podkładem, może w te
upały naprawdę lepiej postawić na ograniczenie produktów na twarzy.
Okej,
wiec na przygotowaną skórę, nałożyłam podkład i przypudrowałam go, tym
razem innym pudrem. Postawiłam na puder z Eko cery ryżowy. Wyglądał
ładnie, naprawdę ładnie, machnęłam już ręką, na trochę zbyt podkreślone
pory. No i tutaj podkład wytrzymał najdłużej i wyglądał nawet
przyzwoicie. Przetarł się tylko na nosie, ale to wina okularów.
Ten sposób noszenia go, były może i okej, gdyby nie to, ze dopadła mnie chyba największa zmora tego podkładu, czyli zapychanie.
No
niestety, ale jak już zauważyłam, że zaczęło mnie wysypywać,
powiedziałam nie. Ani idealny kolor, ani mat, ani krycie, nie będzie
nigdy dla mnie ważniejsze niż stan mojej skóry.
Wolę zrezygnować z niego, póki nie jest jeszcze za późno.
Krótkie podsumowanie:
Plusy:
+ kolor
+ krycie
+ zapach (naprawdę bardzo przyjemny)
+ opakowanie
Minusy:
- zapycha
- jak dla mnie nie utrzymuje matu
- waży się
Tak więc, no niestety, podkład nie dla mnie. Jeżeli mam cały czas się martwić o to, czy wygląda dobrze, podziękuje. Jeżeli godzina matu ma skutkować zapychaniem i pogorszeniem się cery, podziękuje trzy raz.
Szkoda, naprawdę szkoda bo zapowiadał się dobrze, kolor super, krycie naprawdę dobre, godzinny mat też okej.
Nie wiem jak zachowuje się on w inne pory roku, może akurat w moim przypadku lato mu nie służy? Może wrócę do niego za jakiś czas, żeby przetestować, jak się zachowuje w innych warunkach, jednak będę bardzo ostrożna jeżeli chodzi o powstawanie niedoskonałości po jego zastosowaniu.
No nic, także tak jak mówi nam tytuł, jest to zło w ładnym opakowaniu. Jednak nie dam mu zera, bo pewne obietnice spełnia i znam jeszcze gorszy podkład haha, więc myślę, że 3/10 jest sprawiedliwą oceną.
Mam nadzieję, że może w przyszłości zostanie on dopracowany, bo jest to dobrze rokujący produkt, ale trzeba nad nim jeszcze popracować, bo ma on powodować, że czujemy się dobrze, pewnie, ma upiększać, a nie dodawać zmartwień ; )
Małe zazdroszczenie tym, u których się sprawdził, natomiast ja przestrzegam, żeby nie ufać mu w 100% i obserwować uważnie, bo zawsze zapobieganie lepsze od leczenia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz